Obraz
dziewczyny ze zdjęcia niebezpiecznie towarzyszył mu podczas treningów,
posiłków, kąpieli oraz snów. Wryła się w jego pamięci i uparcie nie chciała
odejść, by pozostawić go w świętym spokoju. Wiedział, dlaczego tak było, ale
nie chciał się sam przed sobą przyznać do tego, iż mogłaby być tą, która…
Zresztą stop. Na pewno nie miała z tą sprawą nic wspólnego.
Thomas
oderwał wzrok od bladoniebieskiej ściany, ponieważ bał się, iż jego wyobraźnia
ponownie spłata mu figla, a tego cholernie się obawiał.
Oczywiście
Michael pozostawał wniebowzięty. Chodził z głową w chmurach i już planował spotkanie
z rudowłosą pięknością, co dla niego było nieco irracjonalne, biorąc pod uwagę
fakt, że tamta mu ciągle odmawiała. Może go okłamywała? Może nie była tą, za
którą się podawała? Może wcale nie miała na imię Sarah?
Szereg
sprzeczności przemknął przez jego głowę, kiedy powoli naciągnął kurtkę i
wyszedł na zewnątrz hotelu, by zaczerpnąć świeżego, skandynawskiego powietrza.
Próbował o
niej zapomnieć i nie potrafił, ponieważ ona bardzo przypominała kobietę, która
niegdyś zamieniła jego życie w piekło. Być może był głupcem, wariatem, chorym
umysłowo idiotą oraz kimś w rodzaju psychopaty, ale w jego mózgu zasnuła się myśl
zemsty.
Tylko
dlatego, że była do niej tak cholernie podobna.
Powinieneś
się leczyć, Morgenstern.
Próbował
zapomnieć o przeszłości, ale nie potrafił.
- Tato, chcesz zobaczyć jak daleko skaczę?
Pójdziesz ze mną na trening? – mały chłopiec uśmiechnął się do swojego ojca,
który niestety pozostawał obojętny na jego prośby mimo słodkiego uśmiechu
ukochanego niegdyś dziecka.
Thomas zasmucił się, gdyż podejrzewał, że
tata go już nie kocha. Jaka mogłaby być inna przyczyna tej nagłej oziębłości? Wiedział,
iż obowiązki taty nie były jakoś specjalnie większe niż te sprzed kilku
miesięcy, więc… dlaczego? Dlaczego nie wykazywał ani odrobiny zainteresowania
synem?
Właśnie wtedy w główce małego Thomasa
zasiało się ziarno, które wkrótce miało wykiełkować i okazać mu całą prawdę w
postaci wspaniałego kwiatu o gorzkim zapachu.
Tata już nigdy na niego nie spojrzy, bo
kochał kogoś innego.
* * *
W pewnych
momentach swojej egzystencji chciała umrzeć. Ale czy można umrzeć, jeśli już
dawno wykopało się swój własny grób za życia?
Chyba nie.
Nie
wiedziała, co miała robić. Nie wiedziała, jak powinna postępować, by nie być tym, kim
jest teraz. Niczego w sumie nie wiedziała. Gubiła się we własnych myślach,
które były zbyt chaotyczne, by mogła je choć na chwilę złapać i związać.
Brakowało jej koncentracji, a w takich momentach płakała najmocniej.
Zamknęła
powieki, później powoli je otworzyła, aby trochę zminimalizować te
niebezpieczne pieczenie w okolicy oczu, ale bezskutecznie, ponieważ strumień
świeżych łez popłynął po jej policzkach.
Zaszlochała.
Wyjęła gruby zeszyt w czerwonej okładce oraz
czarny długopis. Tylko pisanie tego co czuła, w jakikolwiek sposób potrafiło ją
uspokoić
„Kiedy zakładam bieliznę, szpilki, pończochy
i krótką sukienkę, mam wrażenie, że się rozpadam. Ale się mylę. Najgorzej jest
wtedy, kiedy ktoś to ze mnie zdejmuje, szarpie, rozrywa na kawałki nie
tylko ubrania, ale też moje serce i duszę.
Zastanawiam się, gdzie jest granica tego
wszystkiego, ale jej nie ma.
Niczego nie ma.
Nikogo nie ma.
Nie ma uczuć.
Nie ma sprawiedliwości.
Nie ma zrozumienia.
Nie ma nikogo, niczego, godności, życia,
miłości.
Są tylko cząstki mnie wtedy, kiedy próbuję
zapomnieć.”
________________________________
Jestem. I wiecie co? Nawet mi się zaczęło podobać to opowiadanie.
Rozdział został napisany bardzo szybko, starałam się zrobić tak, by nie przeznaczyć na to zbyt dużo czasu, bo muszę się uczyć na kolosa z angielskiego.
Oczywiście powodzenia dla wszystkich maturzystów! Połamania długopisów, czy czym tam pisać będziecie. To wbrew pozorom nie jest takie straszne ;)
Buziaki, słoneczka! :*